Spóźniona, odgarnęłam mokre włosy i niespokojnie zerknęłam na zegarek.
Dlaczego to zielone światło się nie zapala????? Cholera jasna! Spieniona, brudna woda nagle jakby magicznym tknięciem uniosła się do góry i jakby w zwolnionym tempie ochlapała moją białą, mokrą już doszczętnie sukienkę.
W tle zamajaczyły tylko tylne światła czarnego, lśniącego samochodu.
Skąd miałam wiedzieć, ze stoję przy ogromnej wyrwie w jezdni.
Nie miałam już sił powstrzymywać łez, usiadłam, więc zmęczona na ławce.
Nagle znów ten samochód... Zatrzymał się obok mnie. Otworzyły się drzwi i...
- Podwieźć gdzieś? -Zapytał mężczyzna miłym głosem..
- Nie chciałabym sprawiać kłopotu..-odezwałam się zziębnięta.
- Żaden kłopot. Niech pani wsiada.- i otworzył mi drzwi, zapraszając lekkim ,nerwowym uśmiechem. Deszcz zacinał coraz bardziej a zimny wiatr przeszywał mnie na wskroś....
Wsiadłam z nietęgą miną. Z lekka trzasnęły drzwi. On zmienił bieg, samochód ruszył w mrok.
Zerkałam niepewnie na jego twarz, oświetloną blaskiem ulicznych latarni, przebijających się przez mokrą szybę. Wycieraczki szumiały ściągając krople deszczu, które wciąż zaznaczały swą obecność.
Był przystojny. Przeciętny, ale w jego oczach kryło się coś, co nie pozwalało mi przestać patrzyć.
- Gdzie mam panią podwieźć? - Zapytał nagle, miękkim, przyjemnym głosem.
- Jeżeli można to na.....Cegielnianą... - zawahałam się z lekka - to spory kawałek, nie chcę pana wlec tak daleko ...-westchnęłam cicho.
- Żaden problem - uśmiechnął się do mnie ciepło - Cegielniana, pod same drzwi !
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Lekko nieogolony, szczupła twarz, czarujący uśmiech i ufne oczy.
- Dziękuję panu bardzo - odpowiedziałam spuszczając oczy - w zamian zapraszam pana na gorącą herbatę z cytryną. Uśmiechnął się z lekka
- Teraz to ja nie chcę sprawiać pani kłopotu - powiedział to zerkając w moją stronę.
Boże te oczy.....Coś we mnie zadrgało...Poczułam dziwne wibracje pod brzuchem....
Nagle obsypała mnie gęsia skórka - przecież on może być gwałcicielem lub mordercą - Nie - wewnętrzny głos krzyczał - NIE ! NIE! NIE ON!
Za szybami przemykały budynki, nieliczne latarnie...wszechobecny deszcz..
Zbliżaliśmy się do celu.
- Jay - odezwał się nagle - mam na imię Jay - znów ten boski uśmiech i lekkie iskierki w jego oczach wyrwały mnie z zamyślenia.
- Och...przepraszam... - uśmiechnęłam się przepraszająco - Iza jestem
- Bardzo mi miło..Izo... - następna fala "motylków" przepłynęła mi w środku...
- Ładne imię - powiedział cicho - rzadko spotykane.
- Dziękuję...Jay’u - spuściłam znów wzrok, choć usta mi się śmiały. - Boże, co ja wyprawiam, co się dzieje ze mną?? Ten facet działa na mnie a przecież go nie znam!!!
- Jesteśmy - powiedział, rozglądając się na zakręcie ulicy - który to dom? - zapytał.
- Numer dziewięć, ten z niebieskim ogrodzeniem - odpowiedziałam szybko.
Zatrzymał samochód po ogrodzeniem. Wyciągnęłam klucze. Wysiadłam i otworzyłam furtkę.
Podeszłam od jego strony.
- Wejdź, zapraszam - uśmiechnęłam się ciepło do niego - "Boże zgódź się" - pomyślałam w duchu.
- Jesteś pewna? - zapytał - Nie będę przeszkadzał?
- Ależ nie - powiedziałam - obiecałam gorącą herbatę. Pamiętasz?
- Pamiętam - odpowiedział Jay. Wyłączył silnik. Domknął szyby. Wysiadł.
Zaprowadziłam go pod same drzwi. Włożyłam klucz do zamka. Dwa obroty. Szczęk zamka.
Stanęłam w otwartych drzwiach.
- Proszę , wejdź -Uśmiechając się, skłonił delikatnie głowę w podziękowaniu i wszedł do ciemnej sieni...........
...Zapaliłam światło. On wszedł powoli, rozglądając się ciekawie - Wspaniale urządzone mieszkanie - powiedział z uśmiechem.
- Proszę, niech pan...to znaczy rozgość się - zdenerwowana wskazałam pokój.
Wszedł do pokoju i stanął niezdecydowany na środku obok stołu.
Ściągnęłam płaszcz, przewiesiłam na poręczy krzesła. Jay zrobił to samo.
- Herbata?? Z cytryną i miodem?? - podeszłam do niego i popatrzyłam mu w oczy.
- Herbata.....- powiedział z cicha i zrobił jeden krok bliżej mnie.....
Patrzył na mnie...wyciągnął dłoń, dotknął mojego ramienia. Ja przysunęłam się bliżej. Jeszcze bliżej.
Dłoń loczka powoli zsunęła się na moje biodro. Zadrżałam. Motylki w podbrzuszu szalały jak zwariowane. Poczułam jak robię się nie wilgotna...a mokra, jak skrapla się moje pożądanie.
Mimo woli westchnęłam z cicha.
On objął mnie delikatnie i przytulił, zanurzając twarz w mych włosach.
Objęłam go. Mocno. Poczułam zapach mężczyzny z nutą jego wody. Takiej miłej. Delikatnej.
Podniosłam głowę. On już patrzył na mnie tymi ciepłymi oczami.
Nasze usta same się złączyły w jedno.
Pożądliwie. Śmiało..spragnione jedne drugich.
Wpierw powoli, nieśmiało. A po chwili dziki taniec języków.
Poczułam jego członka jak drgając z lekka, robił się coraz większy...jak moje piersi które wpiły się stwardniałymi sutkami w jego tors.
Oderwaliśmy się od siebie.
Patrząc na mnie, schylił się i wziął mnie na ręce. Popatrzył z zapytaniem.
- Piętro i na lewo - powiedziałam z zaciśniętym gardłem.
Powoli, muskając moją twarz ustami, Jay niósł mnie na górę. Do sypialni.
Wchodził powoli. Przechylił mnie lekko gdy mijaliśmy drzwi. Stanął na moment i podążył w kierunku łóżka. Położył mnie delikatnie. Wyprostował się. Patrzył na mnie oczami w których rozpalał się coraz bardziej płomień namiętności.
Ściągnął marynarkę i uklęknął nade mną.
Usta nasze znów walczyły chłonąc się nawzajem. Dłonie szukały, pieściły i rozpinały guziki garderoby.
Wpiłam usta w jego nagi tors, moje ciało prężyło się pod jego dotykiem. Płonęłam z pożądania.
- Chodź...weź mnie - szeptałam półprzytomna.
Okrycia fruwały w powietrzu niczym motyle we mnie..osiadając na ziemi i będąc niemymi świadkami scen które tu zaraz się im objawią.
Pieszcząc mnie dłońmi, wtulił się w moje piersi. Twarde, sprężyste. Smakował je ssąc sutki i drażniąc je językiem.
Z mojego gardła wydobywał się urywany szloch rozkoszy.
Czułam jego twardą jak granit męskość która prawie parzyła mój brzuch.
Nasze dłonie, usta szalały z siłą tornada po naszych nagich, spragnionych ciałach.
Rozsunęłam nogi obejmując nimi jego biodra - Chodź!!! Już nie wytrzymam...... - szeptałam.
On podniósł głowę, popatrzył na mnie i przecząco pokręcił głową.
- Nie....nie teraz.....
Na chwilę zaniemówiłam. Jay chwycił mnie za ręce i zaczął całować namiętnie moją twarz..usta....szyję....piersi..coraz bardziej zniżając się w dół.
Uśmiech szatańskiej namiętności zagościł na mej twarzy.
Już czułam tą rozkosz..wiedziałam gdzie zmierza...tak, tak !!!!!!!!
Dłonie Jay’a błądziły niczym wędrowcy znający dobrze drogę do studni na pustyni mego ciała...usta całowały każdy jego skrawek. Język zaznaczał wilgocią ścieżkę którą kroczyło moje pożądanie.
Drżało całe moje ciało. Moje palce zanurzone w jego włosach. Jego usta już zanurzały się w dolince brzucha..pępku.
Delikatnie podniósł moje nogi w górę, kładąc je sobie na ramionach. Pochylił się bardziej i zanurzył się całując moje uda.
Czułam jak jego język, niczym wąż, skrada się coraz bardziej do mej bramy w której pulsowało źródełko rozkoszy.....
Gdy chwycił moją perełkę w usta, wygięłam się w łuk z okrzykiem.
- Och.!!!!...taaaaaaak !!!!-
Te wariacje jego zmysłowego języka, doprowadzały mnie do spełnienia, jęków, westchnień.
Nagle przestał..
Po chwili znów, powoli kreślił koła gorące...zagryzając z lekka moją perłę doprowadzając mnie do szczytów rozkoszy.
Krzyknęłam ...nie raz...moje paznokcie zostawiły ślady na jego plecach.
Podniósł się i mocno trzymając mnie za biodra obrócił mnie na brzuch.
Teraz delikatnie całował półkule moich pośladków, a jego gorący i wilgotny język...skradał się między nimi.
Znów roszada jak na szachownicy.
Leżałam na nim...moja wilgotna brama była tuż nad jego twarzą.
Oparłam się dłońmi na jego udach.
Popatrzyłam w dół. Moja radość nie miała granic.
Miałam go przed oczami. Długi, smukły, twardy jak stal...objęłam go obiema dłońmi, aż wystawał z między nich czerwony kwiat którego ciepło parzyło moje dłonie. Czułam jak drży...pulsuje krew w żyłkach.
Wzięłam jego cudowne klejnoty w palce i pochyliłam się.
Czerwony kwiat znikł w moich ustach.
Chłonęłam go ze smakiem...był tak słodki, gorący. Czując każde muśnięcie języka w swojej muszelce, pomrukiwałam coraz głośniej, Jay też.
Pieścił swym zwinnym języczkiem każdy zakamarek mojej wilgotnej muszelki. gładząc moje pośladki i krągłości.
- Och.. - jęknęliśmy równocześnie, gdy jego męskość zanurzyła się we mnie.
Wśliznął się jak wąż, miękko, powoli.
Oparłam ręce z tyłu o jego uda a on chwycił mnie za piersi masując je powoli, bawiąc się malinkami które stwardniały pod jego palcami.
Odchyliłam głowę do tyły a włosy łaskotały mnie po plecach. Nasze ruchy były tak zgrane. Delikatnie unosiłam się i opadałam.
Dłonie Jay’a coraz bardziej zaciskały się na moich jabłuszkach.
Ta cudowna rozkosz opanowała całe me ciało. Zaczęliśmy się poruszać coraz szybciej.
Szybciej.
Wygięłam ciało do tyłu, a n podniósł się i całował moje piersi....zachłannie.
całą sypialnie wypełnił zapach miłości...zwilżonych rozkoszą ciał.
Przytrzymał mnie nagle i...obrócił na plecy.
Objęłam go nogami dotykając piętami jego naprężonych, wspaniałych pośladków.
Zanurzał się we mnie coraz mocniej i głębiej.
Robił to tak cudownie...wspaniale.
Jęki i pomruki, wydobywały się z mojego gardła coraz częściej.
Czuła nadchodzącą falę rozkoszy.
Jego ruchy..istny taniec...dawał mi tyle radości i przyjemności.
Cały czas mnie całował...pieścił, trzymając moją głowę w rękach.
Znów dłonie Jay'a chwyciły moją pierś i ściskały w rytm rozkoszy mego ciała.....
Po chwili była już pod moimi plecami....pod pośladkami....ciepły mocny dotyk tak działający na mnie.
Znieruchomiał..
Podniósł się założył moje zgrabne nogi na swe ramiona i wszedł powoli...do samego końca.
Wyszedł powoli przy wtórze moich jęków, wyszedł aż prawie cały i znów się zanurzył we mnie.
Trzymałam go za ręce, drapałam po torsie.
Z każdym ruchem jego ciała moje myśli wariowały....było mi tak cudownie.
Coraz szybsze ruchy, powodowały przypływ tej fali rozkoszy.
To co się zbliżało to było jak tsunami.
-aaaaaaaaaaachhhhhhhhhhhhh !!!!!!!!!!!!
Krzyk zalewającej mnie rozkoszy wstrząsnął pokojem.
On też zadrżał cały.
Poczułam nagłe najcudowniejsze uczucie, gorącej lawy która wypełniła me ciało.
Motylki odleciały.
W sypialni brzmiało echo naszych okrzyków.
A my, wtulenie w siebie, wdychaliśmy ten zapach którą zostawiła rozkosz.
Wczuwaliśmy się w bicie naszych serc, gasnących oddechów.
Pocałunki...długie...delikatne jak muśnięcie motyla.
Uśmiechnęłam się.
A miał mnie tylko podwieźć.
O.o to bylo swietne! Genialne! Najlepsze! O.o juz wiem z kim jestem w ciazy hahaha xd tylko takie pytanko: co tam od czasu do czasu rb imie 'Artur'?
OdpowiedzUsuńKrol Artur xDD nie pytaj mnie tylko prze..kochanej kolezanki
OdpowiedzUsuńAww maj gasz pierdolnij mnie w twarz *-* Cyganku kochanie to było świetne ^^ <33!!
OdpowiedzUsuńWiedz ,że mi też masz napisać z moim kochanym Loczkiem +18 *o* <333!!!
Szybciutkoo :3
Ja pierdziele wyraża więcej niż tysiąc słów
OdpowiedzUsuńZaje *.*
Pozdrawiam
Alex